Józef K. – Metamorfoza N-ki

Naprawdę warto dokładnie przeczytać materiały z archiwów SB o miesięczniku politycznym „Niepodległość” (N-ka) i o Liberalno-Demokratycznej Partii „Niepodległość” (LDP-N), uzyskanych i opatrzonych komentarzem przez Jerzego Targalskiego (Józef Darski) na nieistniejącym już portalu ABCnet a teraz na portalu http://jozefdarski.pl, gdzie nie tak łatwo znaleźć je teraz. Zamieszczam je więc na naszym portalu. Jest 15 dokumentów (1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 15, 16, i 17), bo z 17 pochodzących najprawdopodobniej z teczki Piotra Majchrzaka brakuje dokumentów 13 i 14. Pytanie do Targalskiego (pozostawione bez odpowiedzi): gdzie są dokumenty 13 i 14? Czy to tylko pomyłka w numeracji, czy dokumenty numer 13 i 14 są jeszcze w przygotowaniu?  N-ki i LDP-N dotyczy także kilka innych dokumentów na portalu Targalskiego. Jeśli nie zamieszczono tu pełnej listy, proszę o wiadomość, co zostało pominięte. Ponieważ IPN odnajduje coraz to nowe dokumenty, strona ta będzie w przyszłości aktualizowana.

SOR „Antyk” - TW „Kułak” – Henryk Nasiński Donosi
SOR „Antyk” - TW „Ramzes” – Zdzisław Król Donosi
SOR „Libra” (dot. LDP”N”) w Lublinie – 1 kwietnia 1985 – 19 stycznia 1990 r.

STASI o LDP”N” - 24 lipca 1987

Lista Osób Pokrzywdzonych

Pomimo upływu ponad 30 lat od tych wydarzeń, wypada przeanalizować przyczyny przejęcia infrastruktury, pieniędzy, i kontaktów N-ki przez Tomasza Dangla (Marcin, Grzybowski) w relacji do działań organów (SB, WSI, KGB, STASI i komunistycznej propagandy) lub też zaniechania pewnych działań przeciwko N-ce przez te organa. Do niedawna, zanim pojawiły się pierwsze dokumenty z archiwów SB, w prywatnych dyskusjach członków redakcji N-ki pojawiały się następujące spekulacje na temat motywów, które spowodowały, że Dangel zniszczył wszystko, co z takim nakładem pracy stworzyła redakcja, pion techniczny i kolportaż:

  1. Żądza władzy, która uwidoczniła się po aresztowaniu Stanisława Kotowskiego w dniu 31 sierpnia 1984 roku. Nie da się ukryć, że Dangel miał pewne ambicje wodzowskie. Nazywaliśmy go żartobliwie z polskiego po włosku „Il chudy Duce" (prawidłowo po włosku powinno być "Il Duce magro"), ale pocieszaliśmy się tym, że Kotowski potrafił trzymał na krótkiej wodzy Dangla i jego kolporterów spoza Warszawy. Znanych redakcji N-ki ludzi Dangla (przyszłych "gazowników"), nazywano "podgrzybki" od pseudonimu Dangla (Grzybowski). Byli oni pod jego wpływem, tak jak dawniej członkowie ruchu prawdziwego "grubego" Duce. Może nas to trochę śmieszyło, ale nie mieliśmy wpływu na dobór kolporterów N-ki w terenie. Dangel nie udzielał się intelektualnie, więc nie bardzo wiedzieliśmy o jego poglądach czy o zdolnościach pisania tekstów politycznych.

  2. Do aresztowania Kotowskiego Dangel i kierowani przez niego kolporterzy nie przejawiali żadnej aktywności na polu publicystyki i nie uczestniczyli w dyskusjach politycznych. Wydawało się, że wszyscy byli zainteresowani we współpracy z redakcją, której publicystyka była przyjmowana z dużym zaciekawieniem i była często cytowana, zwłaszcza w 1983 i 1984, kiedy nakład pisma był bardzo duży a publicystyka miała powiew świeżości, odróżniający ją nie tylko od publicystyki Tygodnika Mazowsze i związanych z nim pisemek, ale także od pisemek młodych ludzi, dysponujących możliwościami druku, ale nieposiadających wiedzy, doświadczenia i programu.

  3. Chęć zagrabienia napływających do N-ki poprzez Dangla pieniędzy z kolportażu i z zagranicy. Nie da się ukryć, że z powodu dużego nakładu N-ki (ponad 10 tysięcy miesięcznie) i popularności publicystyki N-ki za granicą, tych pieniędzy było dość dużo.

  4. Ewentualna agenturalna działalność Dangla była często przedmiotem spekulacji. Było wiele wydarzeń, które po latach na taką działalność mogły wskazywać, zwłaszcza używanie przez Dangla własnego mieszkania do spotkań.

  5. W czasie ostatnich kilku lat, wskazywano na ewentualną rolę Pawła Dangla (brata Tomasza), wykształconego w Moskwie reżysera teatralnego. Zrobił on dużą karierę w finansach i ubezpieczeniach w czasie afery FOZZ. Po powrocie do Polski w 1995 roku założył dużą firmę ubezpieczeniową i został przez Kwaśniewskiego wprowadzony do Rady Nadzorczej NBP a od kilku lat jest dyrektorem Allianz Versicherung na Polskę. Kariera Pawła Dangla przypomina kariery znanych agentów WSI, ale trzeba przyznać, że są to tylko podejrzenia.

W ramach SOR „Antyk” SB zapowiadała niszczenie „N-ki” przy pomocy następujących metod:

„Stosowanie ofensywnych metod pracy operacyjnej (kombinacje operacyjne, gry operacyjne, działania dezintegrujące, itp.) z wykorzystaniem wszechstronnym wszystkich środków pracy operacyjnej.”

Pewne materiały już zostały znalezione w archiwach SB a inne mogą pojawić się po dalszych badaniach, na przykład po ujawnieniu materiałów z WSI a zwłaszcza po wprowadzeniu w życie 15 marca 2007 nowych zasad dostępu do archiwów IPNu. Jak już powiedziałem wyżej, najbardziej interesujące są materiały i wspomnienia na temat rozłamu, jaki dokonał się w N-ce/LDP-N. W maju 2005 roku Targalski napisał w dopisku do dwóch dokumentów (Nr. 8 i Nr. 9).:

„Rozłam (…) nastąpił w wyniku porozumienia Piotra Majchrzaka i Tomasza Dangla, którzy uważali, że redakcja ‘Niepodległości’ narzuca swoje stanowisko i nie liczy się ze zdaniem oddziałów terenowych.”

Jakie „oddziały terenowe” ma na myśli Targalski? Czyżby oczyma swej wyobraźni widział jakieś formalne struktury „terenowe”, związane ze stworzoną przez Targalskiego i Kotowskiego, przy udziale Witolda Gadomskiego i kilku innych w styczniu 1982 roku organizacją redagującą i wydającą N-kę? A może Targalski ma na myśli LDP-N, nie da się ukryć, że fikcyjną partię stworzoną już po wyjeździe Targalskiego przez redakcję N-ki? Targalski wiedział o tym doskonale, jak powiedział w 1988 roku w wywiadzie udzielonym pismu „Baza”. Co mają znaczyć te majaczenia i jakie stanowisko i w jakich sprawach redakcja N-ki miała „narzucać” swoim kolporterom w terenie? O ich mentalności i przekonaniach politycznych świadczy najlepiej publicystka z „fałszywej” N-ki i sprawa „gazowników” opisana poniżej. Nie da się ukryć, że Targalski usiłuje streścić tutaj jakąś serię oskarżeń przesyłanych mu do Paryża przez Dangla i Majchrzaka w ramach „wykorzystania (…) wszystkich środków operacyjnych”. Dla redakcji jest interesujące, że po raz pierwszy pojawia się na arenie Majchrzak, jako wspólnik Dangla.

Co więcej, Targalski podając swoją diagnozę rozłamu dopuścił się nieprzyjemnej manipulacji, bo pominął całkowicie bardzo ważny komentarz Majchrzaka dopisany w kwietniu 2005 roku na przepisanej w Wordzie notatce SB z dnia 8 września 1984 (dokument 4), sporządzonej kilka dni po zatrzymania Stanisława Kotowskiego (Majchrzak z dnia 7 kwietnia 2005). Dokument ten, razem z dopiskiem Majchrzaka był rozsyłany w 2005 roku przez Targalskiego do członków redakcji N-ki z prośbą o komentarz.

„Uwagi czerwonym drukiem moje (Piotr Majchrzak). Cały ten tekst dotyczy tzw. starej Niepodległości, dlatego mogę dodać tu tylko kilka uwag gdyż podlegałem Kotowskiemu, który przydzielił mi wtedy ‘stanowisko’ ‘kierownika technicznego’ odpowiedzialnego za druk i koordynację. Natomiast Kotowski kontaktował się z resztą w/n osób. Po spotkaniu z Grzybowskim (Tomasz Dangel) zorganizowaliśmy ‘frondę’ pozostawiając starą ‘Niepodległość’ samym sobie. Zresztą nasze podejrzenia, że są oni całkowicie rozpracowani przez bezp. tutaj się potwierdzają. Ja na szczęście pozostałem dla nich drukarzem. Więc być może na jakiś czas przestali się mną interesować. Kto wie.”

Należy przypomnieć, że Majchrzak był już rozpracowany przez SB kilka miesięcy wcześniej, 14 maja 1984 roku w wyniku donosu tajnego współpracownika ps. „Andrzej Lach” (dokument 1), o czym zapomniał, choć na pewno czytał i ten dokument znajdujący się w jego teczce. Pomimo wybiórczej pamięci, Majchrzak dokładnie sobie przypomina, że „frondę” zorganizował z Danglem niedługo po zatrzymaniu Stanisława Kotowskiego 31 sierpnia 1984 roku, ponieważ uznał razem z Danglem, że redakcja N-ki była ponoć „rozpracowana przez bezp.”. Nie jest to zgodne nawet z dokumentem, do którego Majchrzak doczepił ten komentarz, bo to nie redakcja N-ki, ale Majchrzak jest wymieniony w tym dokumencie z imienia i nazwiska. Ciekawe, że pomimo zorganizowania z Danglem „frondy”, Majchrzak podaje, że dalej pracował w N-ce jako drukarz, obłudnie zapewniając w notatce powyżej, że to miało go chronić przez SB. A może miało go to chronić przed podejrzeniami redakcji o zorganizowanie „frondy” i prowadzenie jakichś tajnych matactw z Danglem? Interesujące byłoby także poznanie motywów Targalskiego, który usunął komentarz Majchrzaka i wstawił zupełnie inny powód powstania „frondy”. Czyżby Dangel, który kontrolował kanały komunikacyjne do przebywającego w Paryżu Targalskiego, przedstawił w swoich donosach inną wersję niż Majchrzak zapamiętał?

Jeszcze odmienną wersję przyczyn rozłamu podał Jan Kowalski (Azja Tuhajbejowicz) w emailu wysłanym do członków LDP-N dnia 2 lutego 2007 roku. Napisał, że rozłam nie był przypadkowy, bo wynikał z faktu, iż redakcja N-ki odmówiła wydrukowania artykułu Dangla postulującego, aby nie „podawać ręki komunistom”. Artykuł ten był związany z dyskusją prowadzoną na łamach N-ki od 1983 roku ( zobacz numery N-ki 21-22, 1983 i cytat zamieszczony poniżej) o tym, jaką postawę powinna przyjąć opozycja podczas organizowanych przez komunistów wyborów do Rad Narodowych i Sejmu. Oprócz bojkotu (patrz niżej punkt 1) zalecanego przez Tygodnik Mazowsze i czołówkę ugodowych (według N-ki) władz „Solidarności”, redakcja uważała, że warto rozpatrzeć dwie akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa, które mocno uderzyłyby w komunistów (patrz niżej punkty 2 i 3). Jako pierwszą akcję, Józef K. proponował skreślanie wszystkich z listy wiedząc, że takie głosy są ważne i zaliczane są do kategorii głosów „nieoddanych na listę Frontu Jedności Narodu (lub PRON)”. Druga propozycja Józefa K. uzyskała większe poparcie przez członków redakcji. Był to pomysł wyniesienia kartek z lokali wyborczych i liczenia ich przez tajne komisje społeczne.

„Józef K. - Jak opozycja może skomplikować czerwonym wybory?

Czas płynie szybko. Co dzień czerwoni zaskakują nie tylko prostego człowieka, ale co gorzej także działaczy podziemia. Aby raz zrobić coś na odwrót, chcemy wystąpić z nową inicjatywą, która wyprzedzi Czerwonych o wiele miesięcy. Pragniemy, by najbliższe wybory stały się dla nich koszmarem z gatunku „ludzie stoją pod komitetem” a dla opozycji związkowej, społecznej i politycznej stanowiły przynajmniej częściowy sukces.

Co można zrobić z wyborami? Są trzy możliwości, pokrótce przedstawimy każdą z nich:

1.   BOJKOT WYBORÓW jest najczęściej zalecaną metodą tzw. moralnej i szlachetnej opozycji. Dla wprawnych w urządzaniu fars wyborczych Czerwonych, bojkot to nie problem, sami wrzucą kartki do urn i z głowy. Frekwencja będzie taka, jaka będzie potrzebna. Bojkot wyborów to na pewno rzecz szlachetna, ale dobra do polecenia w krajach demokratycznych. Wzywający do bojkotu jakby jeszcze nie zauważyli, gdzie żyją.

2.   SKREŚLANIE WSZYSTKICH KANDYDATÓW jest aktem obywatela najbardziej zorientowanego w prawach pozostawionych mu przez czerwonych. Wg ordynacji wyborczej, jest to głos ważny a nieoddany na listę FJN (teraz będzie to Proncie), więc przeciw komunistom. Oficjalnie, podawano niezmiennie, że w Polsce jest od 80 do 100 tys. takich czarnych owiec, ilu takich było naprawdę nikt nie wie. Dlatego skreślając wszystkich wykorzystujemy wprawdzie swoje szczątkowe czerwone prawa wyborcze, ale nie mamy żadnej szansy wpłynięcia na wynik wyborów, bo Czerwoni i tak podadzą oficjalnie, co zechcą.

3.   WRZUCANIE PUSTYCH KOPERT i oddawanie kartek społecznym komisjom skrutacyjnym (tajnym). W obecnej sytuacji pomysł wydaje nam się najlepszy, słyszeliśmy o nim kilkakrotnie (po marcu ’68, w niektórych akademikach), ale nie dysponujemy dowodami. Poniżej chcielibyśmy przedyskutować motywację i organizację akcji. Spodziewamy się szerokiej dyskusji nad naszą propozycją w prasie podziemnej chyba, że TKK osiągnie upragnione „porozumienie” z władzami, wezwie do głosowania bez skreśleń. Liczymy też na udział w dyskusji czerwonych środków masowego przekazu oraz dziennikarzy z wrogich Polsce ośrodków. Wydaje się nam, (choć komunizm jest niepoznawalny i nieobliczalny), że czerwoni nie zmienią ordynacji wyborczej, bo przecież dla uznania odnowy wystarczy, że FJN WYSTAWIŁ PRONCIE.”

 Warto w tym miejscu przypomnieć, że 6 lat później pierwszy pomysł Józefa K. (szkoda, że go nie opatentował – pokojowa nagroda Nobla byłaby w zasięgu ręki!) wykorzystania furteczki w komunistycznej ordynacji wyborczej wreszcie został wcielony w życie i spowodował rzecz niewiarygodną – kryzys prawny i pokojowy upadek komunizmu w Polsce a potem w całej Europie Wschodniej. Według Wikipedii:

„4 czerwca 1989 roku odbyły się wybory do Sejmu i Senatu, zakończone zupełnie nieoczekiwanym dla obu stron przygniatającym zwycięstwem kandydatów wysuniętych przez Komitet Obywatelski ‘Solidarność’ - zdobyli oni 35% mandatów do Sejmu oraz 99 mandatów do Senatu (1 mandat zdobył kandydat niezależny, pilski przedsiębiorca Henryk Stokłosa). Jednocześnie powstała sytuacja kryzysu konstytucyjnego, gdyż przedwyborcze apele strony obywatelskiej o skreślanie listy krajowej równie nieoczekiwanie spowodowały, że praktycznie w całości lista ta przepadła, co uniemożliwiało ukonstytuowanie się Sejmu. W tej sytuacji uzgodniono zmianę reguł w trakcie gry, czyli zmianę ordynacji i przeprowadzenie drugiej tury wyborów. Jednocześnie nowa sytuacja spowodowała szybkie odchodzenie strony obywatelskiej od ustaleń Okrągłego Stołu, czego wyrazicielem stał się redaktor naczelny ‘Gazety Wyborczej’ Adam Michnik w historycznym artykule z 3 lipca 1989 roku – ‘Wasz prezydent, nasz premier’”.

Skądinąd wiadomo, że skreślanie wszystkich z listy krajowej (komunistów i ich sojuszników z PRONu) nie było rezultatem „przedwyborczych apeli strony obywatelskiej” a tylko Jacka Fedorowicza, który powtarzał ten pomysł w swoim nocnym programie satyrycznym, nadawanym w okresie przedwyborczym w ramach Telewizyjnego Studia „Solidarność”. Jest powszechnie wiadomo, że zarówno Wałęsa jak i Michnik, trzymając się ustaleń z Magdalenki, wzywali do „glosowania bez skreśleń” w tych przełomowych w Historii wyborach w czerwcu 1989 roku.

Dangel (być może zachęcany przez swoich mocodawców) nagle oburzył się propozycjami redakcji N-ki uważając, że proponujemy „całować się z czerwonym”. Przysłał do redakcji bełkotliwy tekst, polemizujący z artykułem "Po Przeciwnej Stronie" Wojtka Wojskowego (Stanisław Rojek), "Niepodległość" Numer 27 z 1984 roku, Strony 24-26. Tekst Dangla został najpierw odrzucony przez Redakcję, ale Wojtek Wojskowy poprosił o możliwość odpowiedzi na bełkot człowieka, który wyraźnie ani nie przeczytał założeń programowych N-ki, ani też nie zadał sobie trudu przeczytania artykułu "Po Przeciwnej Stronie". List Jacka (Dangla) i odpowiedź Wojciecha Wojskowego wydrukowano w "Niepodległości", Numer 31/32 lipiec/sierpień 1984, Strony 38-40.

Wracając do historii rozłamu w N-ce, trudno w tej chwili ustalić, kiedy dokładnie zakończył się rozpad organizacji stworzonej przez Targalskiego i Kotowskiego zaraz po ogłoszeniu stanu wojennego. Nieprzyjemności ze strony Dangla (zatrzymanie dla siebie funduszy napływających z zagranicy) zaczęły się wkrótce po zaaresztowaniu Kotowskiego w dniu 31 sierpnia 1984. Potwierdza to Majchrzak, który informuje w kwietniu 2005, że we wrześniu 1984 utworzył tajną „frondę” z Danglem. Tych dwóch „frondystów” prowadziło przez wiele miesięcy skomplikowaną grę z, nie da się ukryć, bardzo naiwną redakcją N-ki, przejmując pieniądze, kontakty i sprzęt oraz zastępując redakcję młodymi „dynamitardami”, których poziom intelektualny pozostawiał wiele do życzenia. Redakcja podejmowała liczne próby negocjacji i przedstawiała kilkakrotnie propozycje kompromisów nawet pod koniec 1986 roku po wyjściu Kotowskiego z więzienia. Wynikało to z prostoduszności redakcji, która nie mogła zrozumieć cynizmu i wyrachowania Dangla (lub prowadzących go specjalistów od „wszechstronnego wykorzystania środków operacyjnych”). W liście do Targalskiego i członków LDP-N, wysłanym 8 marca 2007 roku Dangel podkreśla, że już w 1985 roku pisał do Targalskiego, że do rozbicia N-ki „SB nie było wcale potrzebne”. Czyżby Dangel wiedział, że rozłam dokonał się przy pomocy WSI i KGB?

Wiele ciekawych informacji jest w notatce sporządzonej przez SB po rewizji samochodu rozbitego koło Legnicy przez wracającego z RFN do Polski Majchrzaka w dniu 28 października 1987 roku. Okazuje się, że część pieniędzy „500 plus 200” (dolarów, funtów czy marek?) przewożonych przez Majchrzaka dla grupy Dangla pochodziła od Tomasza Kołodziejskiego (Franka). Nie jest jasne, czy Kołodziejski zdawał sobie sprawę, że pieniądze przesyłane przez Majchrzaka zostaną przywłaszczone przez "frondę" Majchrzaka i Dangla.

Notatki znalezione przy Majchrzaku wskazują ponadto, że liczył on (lub autor notatki, prawdopodobnie Targalski) na pomoc techniczną, literaturę, oraz pieniądze od zamieszkałego w Londynie Tadeusza Kadenacego, który raczej nie był związany z „frondą” Dangla, ale z redakcją N-ki. Z tych notatek jasno wynika, że Dangel, Majchrzak i najprawdopodobniej Targalski (przypuszczalny autor notatek) prowadzili pod koniec 1987 roku skomplikowaną grę, starając się przejąć dla siebie ostatnich lojalnych współpracowników N-ki.

„Cupryjak (przedstawiciel LDPN w Szwecji) lojalny wobec Nowickiego (b.d.M.); jedyna gwarancja list potwierdzający notarialnie z rozmowy z Nowickim do Tadeusza (Kadenacego)”.

Jak powiedziano wyżej, zarówno Janusz Cupryjak jak i Kadenacy związani byli nie z „frondą” (LDP-N), ale z redakcją N-ki i do ostatniego numeru wydanego w 1990 roku wymieniani są jako zagraniczni przedstawiciele redakcji. Nowicki, to najprawdopodobniej Witold Gadomski, który często posługiwał się tym pseudonimem. Jeśli prawdą jest, że ta notatka jest autorstwa Targalskiego, to zadziwia jego destrukcyjna działalność, skierowana na zniszczenie N-ki, odcięcie źródeł finansów i przejęcie kontaktów jego dawnych kolegów z redakcji z ich ostatnimi zagranicznymi przedstawicielami. Czyżby do Targalskiego docierały od Dangla, Majchrzaka i ich mocodawców jakieś straszliwe donosy na redakcję N-ki? Jakie „sny o potędze” opowiadał Dangel Targalskiemu? Jak Targalski, którego kariera na emigracji oparta była na docenianiu przez ośrodki emigracyjne niestandardowej i silnej intelektualnie publicystyce N-ki z okresu przed rozłamem tłumaczył swoją niszczycielską furię i inscenizowaną za jego wiedzą przemianę N-ki w intelektualną nicość grupy Dangla i wydawanej przez nią „fałszywej” N-ki?

Notatki znalezione przy Majchrzaku pochodzą z października 1987 roku, a więc ponad rok po wpadce krakowskich „gazowników” i finalnej kompromitacji LDP-N Dangla, identyfikowanej w propagandzie komunistycznej z N-ką. Dziwne, że Targalski dał się dalej zwodzić przez Dangla i Majchrzaka, ale może nie doceniamy specjalistów z SB, WSI, czy KGB kierujących sprawą kompromitacji N-ki.

Redakcja N-ki do 2007 roku nie miała okazji poznać możliwości intelektualnych Majchrzaka, który do września 1984 był znany tylko jako kierowcą Kotowskiego. W emailu, który Majchrzak wysłał 8 marca 2007 roku, znajduje się kuriozalny tekst w sprawie zażądania przez Jana Kowalskiego uhonorowania go na stronie portalu ABCnet:

„Jako ostatni (i dotąd, z powodu zaniku działalności partyjnej, nie odwołany jeszcze z tego stanowiska) prezes rady politycznej LDP’N’ przychylam się do podania (wraz z załącznikiem) jakie złożył kolega Azja i apeluję do kolegi Darskiego o umieszczenie w możliwym, najbliższym terminie na stronie www.abcnet.com.pl (ten portal już nie istnieje - przyp. Jóżef K.) tekstów, o których pisze w załączniku do podania, kolega Azja. Kolegę Azję obliguję do przesłania tych tekstów w formie elektronicznej, w formacie uzgodnionym z kol. Darskim (pewnie Word). Jednocześnie oficjalnie potwierdzam, wymienione w załączniku do podania, zasługi kolegi Azji, które (nie wszystkie, było ich dużo więcej), pozwolił on sobie wspomnieć. Piotr Majchrzak dla kolegów z ‘N’ - Robert Pawłowski.”

Biogram Majchrzaka, przysłany do zamieszczenia na niepodleglosc.info jest też bardzo śmieszny.

Majchrzak widocznie nawet nie przeczytał materiałów zamieszczonych przez Targalskiego na portalu abcnet.com.pl, z których wynika, że w czasie ich publikowania w 2005 roku Jan Kowalski nie życzył sobie zamieszczania tam swego nazwiska (patrz UWAGA na końcu dokumentu 10). Z zachwytów Majchrzaka nad działalnością Jana Kowalskiego wynika, że ze względu na swoje umiejętności intelektualne (lub ich brak) na pewno Majchrzak nie nadawał się do oceny działalności redakcji N-ki a motywy jego udziału we „frondzie” stają się jeszcze bardziej podejrzane (forsa?). Pewno, tak jak większość „dynamitardów” Dangla, nie zadał sobie trudu czytania N-ki albo nic z tego czytania nie zrozumiał. Majchrzak także zapomniał (patrz niżej), że Jan Kowalski był wyrzucony z LDP-N przez Targalskiego i przez do tej pory nie zidentyfikowanego „słuchającego jazzu agnostyka i ateistę.” Można więc przyjąć, że Dangel wobec Darskiego podpierał się osobą Majchrzaka, przedstawianego jako wybitnego działacza LDP-N, ba, nawet pełniącego funkcję „prezesa rady politycznej” (nie da się ukryć, że fikcyjnej), bo ułatwiało to skomplikowaną grę Dangla (i jego mocodawców), którą prowadził z Targalskim i darczyńcami z zagranicy.

W raporcie SB spisanym po rewizji Majchrzaka i jego rozbitego samochodu (dokument 12) jest jeszcze inna interesująca historia z Majchrzakiem w roli głównej. Z zapisków SB wiemy, że Majchrzak przewoził pieniądze od Jana Chodakowskiego, który wydał w Londynie wybór artykułów z N-ki. Nie da się ukryć, że Majchrzak z Danglem ukradli tantiemy należne redakcji N-ki, bo jako żywo, ani Dangel ani Majchrzak nie byli autorami tekstów zamieszczonych w „Wyborze” wydanym przez Chodakowskiego. Jest jasne, że cokolwiek pisał Dangel czy Majchrzak po zawładnięciu majątkiem i infrastrukturą N-ki nie nadawało się nie tylko do przedrukowania na Zachodzie, ale nawet do zacytowania w przypisie. LDP-N i Targalski działali przecież wyłącznie na podstawie kuponów „odcinanych” od intelektualnego dorobku reakcji N-ki w latach 1982-1984 (a może i późniejszych, bo obie organizacje mogły się mylić niezorientowanym osobom na Zachodzie). Warto byłoby sięgnąć do wspomnień i spytać się Dangla i Majchrzaka, czy przepijając te zagrabione pieniądze, zarobione przez pióra redakcji N-ki przynajmniej wypili za zdrowie redakcji? Ciekawe jest także, że w dokumentach SB z zarekwirowanych notatek Majchrzaka wiemy, że duet Dangel & Majchrzak otrzymywali tysiące dolarów. Na co poszły te pieniądze? Były one niemałe, bo z tylko z notatek Majchrzaka z października 1987 wynika, że było to kilka tysięcy dolarów i, jak zanotowała SB, Majchrzak często wyjeżdżał do rodziny w RFN. Nawet po odpaleniu działki Danglowi, Majchrzakowi została niezła fortunka przy ówczesnym kursie dolara.

W tych materiałach jest także jedna zabawna historyjka zanotowana przez SB. Otóż funkcjonariusz SB notuje, że Dangel oświadczył, iż zerwał z LDP-N po wyjeździe Kotowskiego do Kanady (dokument 16) a SB uwierzyła mu i przestała się nim interesować! Pewno Dangel dał SB „czestnoje konsomolskoje”.

Zmieniając temat, dziwną sprawą jest to, że ani Norman J. Pieniążek (Janek) ani Adam Chajewski (Marian), kolejni szefowie redakcji N-ki po wyjeździe Targalskiego do Paryża nie pojawili się w żadnym raporcie i nie ma o nich nic w raporcie STASI z 24 lipca 1987 roku. Jest to bardzo podejrzane, ponieważ w obszernym dokumencie z archiwów SB z dnia 8 września 1984, czyli kilka dni po zatrzymaniu Kotowskiego i po znalezieniu jego notatek, jest bardzo dużo całkiem prawdziwych wiadomości o roli „Janka” w N-ce a pseudonim „Janek” jest wymieniony kilkakrotnie (patrz niżej). Dlaczego, skoro SB wiedziało z notatek Kotowskiego o roli „Janka”, nie ma o nim nic ani w tym ani w dalszych dokumentach, znalezionych w teczce Majchrzaka? Czyżby „Jankiem” zajmowały się inne organa, a nie SB? A może wiadomości na jego temat zostały dokładnie usunięte, aby nie skompromitować donoszących na niego agentów (SB?, WSI?, KGB?, STASI?), którzy potem zrobili w Polsce kariery w latach 90-tych?

„Wydziałem Politycznym kieruje osoba o pseudonimie ‘Janek’. Z analizy zapisków i notatek oraz zakwestionowanej korespondencji Kotowskiego z Zachodem wynika, że ‘Janek’ jest bliskim kontaktem przebywającego aktualnie w Paryżu J. Targalskiego ps. ‘Antek’, który to przed swoim wyjazdem z kraju wprowadził go w skład CKW PLD-N. Z tych samych materiałów wynika również, że między Kotowskim ps. ‘Bronek’ a NN ‘Jankiem’ występują istotne kontrowersje w sferze bieżącej działalności PLD-N. Nie mniej jednak Kotowski w raportach przesyłanych do Targalskiego (‘Antek’) podkreśla duże zaangażowanie i fachowość ‘Janka’.”

IPN odpowiedział Pieniążkowi 18 marca 2004 roku, iż nie mogą znaleźć „dokumentów wytwarzanych na jego temat przez byłe służby bezpieczeństwa”?  Przecież nie można założyć, że SB nie interesowała się wcale rozpracowaniem „NN Janka – kierownika Wydziału Politycznego” ani jego następcy na stanowisku szefa redakcji N-ki, czyli Chajewskiego, w którego cieniutkiej teczce też nie ma nic o N-ce. Skąd SB wiedziało o tym, jak „Janek” został wprowadzony do N-ki? Może dlatego, że Dangel był świadkiem wprowadzenia „Janka” do N-ki przez „Antka”, bo to spotkanie odbyło się… w mieszkaniu Dangla.

Jest pewne, że „organa” wiedziały dokładnie o „Janku” i o „Marianie”. Świadczy o tym poranna wizyta kilkunastu agentów SB w domu „Janka” trzy dni po jego wyjeździe z Polski samochodem do Hiszpanii w końcu września 1985 roku, planowanym na 6 miesięcy. Wizyta ta wyglądała na próbę postraszenia go i ostrzeżenia, aby „Janek” do Polski już nie wracał i nie przeszkadzał Danglowi w dalszej metamorfozie N-ki w organizacje terrorystyczną (patrz niżej).

Można założyć, że nie aresztowano nikogo z redakcji, bo nie chciano mieć więźniów politycznych spoza grupy „oficjalnej opozycji” wytypowanej do rozmów, które doprowadziły do „okrągłego stołu”. Uderzano tylko w technikę N-ki i kolportaż, choć jest bardzo podejrzane, że drukarz Majchrzak pomimo rozpracowania przez SB miał pełną swobodę działania i nigdy nie został aresztowany. Bardzo istotne jest to, że w wyniku działania grupy Dangla przeprowadzona została metamorfozę N-ki z pisma o dużym ładunku intelektualnym w pisemka drukujące płody umysłów dwudziestoletnich „dynamitardów” przeładowanych adrenaliną i testosteronem (bądź estrogenem), którzy na pewno nie zadali sobie trudu przeczytania choćby jednego numeru N-ki, miesięcznika politycznego o profilu liberalno-konserwatywnym, poważnego, choć czasem dowcipnego i kąśliwego. O różnych etapach publicystyki N-ki doskonale napisał we swoich wspomnieniach Witold Gadomski. Mistyfikacja Dangla była bardzo perfidna, bo choć zawartość kontrolowanych przez niego pisemek w niczym nie przypominała N-ki, bezprawnie wykorzystał on nazwę i skradzioną grafikę okładki oryginalnej N-ki.

Do końcowej kompromitacji N-ki, służyło pokazanie w telewizji płaczących i oskarżających się wzajemnie kandydatów na terrorystów, którzy chcieli zabić lub poranić kobiety i dzieci maszerujące w pokojowej demonstracji pierwszomajowej w 1986 roku. Ciekawa jest praca doktorska Dariusza Cecudy pod tytułem „Liberalno-Demokratyczny Nurt Polskiej Opozycji Niepodległościowej (lata ‘80)” obronionej w 1990 roku w Warszawie na Akademii Nauk Społecznych pod naukowym kierunkiem prof. dra hab. A. Koseckiego. Cecuda podaje, że grupa Dangla (czy za wiedzą Targalskiego?) zamontowała na dachu domu w Krakowie miotacz ulotek i wyrzutnie granatów łzawiących, a te przecież spadając z dużej wysokości mogły naprawdę zabić ludzi. Jak podaje Cecuda:

„W marcu 1986 roku w Krakowie podczas akcji ulotkowej zostają zatrzymane, a następnie aresztowane, Agnieszka Kasperowicz i Joanna Podgórska. Miesiąc później, tuż przed 1 Maja, 29 kwietnia 1986 roku w Rynku Głównym w Krakowie na dachu jednej z kamienic Służba Bezpieczeństwa znajduje ‘(...) dwie wyrzutnie ulotek i gazu łzawiącego, które mogły zostać wyrzucone na powierz­chnię Rynku przy pomocy radiowego mechanizmu odpalającego. Każda z wyrzutni składała się z 9 rurek: w 6 z nich umieszczono ulotki, w 3 - gaz. Ulotki - sygnowane przez Liberalno-Demokratyczną Partię ‘Niepodległość’ - proklamowały dzień 1 Maja Dniem Solidarności z walczącym Afganistanem. (...) 6 tekturowych pojemników zawierało milicyjny uniwersalny gaz łzawiący (UGŁ), dziesiątki razy używany przez milicję dla rozpędzania patriotycznych demonstracji po 13 grudnia 1981. W wyniku prowadzonego śledztwa w lipcu tegoż roku zostaje aresztowanych kolejnych siedmiu członków LDP-N oddziału krakowskiego. Byli to: Zygmunt Grzesiak, Andrzej Kumor, Jacek Mleczko, Jerzy Orzech, Marian Stachniuk, Rafał Stos oraz Piotr Więckowski. We wrześniu 1986 zatrzymano Zdzisława Hebdę i Krzysztofa Ochela.”

Organy bezpieczeństwa w połączeniu z propagandystami z telewizji przygotowały pod koniec 1986 roku specjalny, doskonale wyreżyserowany program, w którym wystąpili członkowie grupy kierowanej przez Dangla. Zadaniem tego programu było skompromitowanie do końca N-ki, oraz, w domyśle, całej prawicy. Tuż przed emisją programu wniesiono telewizory do cel w więzieniu w Barczewie, gdzie przetrzymywano najbardziej znanych więźniów politycznych, z których kilku, jak teraz wiemy, właśnie w tym czasie już prowadziło tajne rozmowy z SB i może jeszcze z innymi organami władz polskich lub sowieckich komunistów. W programie wystąpiło kilku brudnych, rozczochranych i brodatych młodzieńców, wśród nich Zygmunt Grzesiak (1), działacz LDP-N z Gdańska i jedna dziewczyna. Występujący w programie wyglądali żałośnie i odrażająco. Płakali, oskarżali się wzajemnie i pomagali milicji odszukać w Warszawie mieszkania, w których spotykali się z swymi „prowodyrami”. Ciekawe, że choć SB wiedziało już wiele, to ani Dangla ani Majchrzaka nie pokazano, nie wymieniono z nazwiska ani nie aresztowano. Występujący w tym programie „działacze” LDP-N nie przypominali działaczy spokojnej, prawicowej organizacji, która od kilku lat inicjowała w N-ce dyskusje o tym, jak powinien wyglądać ustrojowy kształt niepodległej Polski i jej gospodarki, jak ułożyć stosunki z sąsiadami naszego kraju i jakie wzory polityczne i gospodarcze na świecie przyszła niepodległa Polska powinna wykorzystać. Muszę dodać, że Zygmunt Grzesiak przesłał mi zupełnie inną wersję tego spektaklu w telewizji (1).

Kwintesencją pomysłów N-ki było rozwinięcie pomysłu Jacka Kuronia „Zamiast palić komitety, zakładajmy własne”. N-ka proponowała przed zakładaniem „komitetów” zastanowienie się, jaki ma być cel takich komitetów. N-ki nie interesowały komitety zakładane po to, aby dyskutować z „czerwonym o lepsze warunki niewoli”, lub na ten sam temat z Rosjanami. Uważaliśmy, że znacznie lepiej spędzać czas na zastanawianiu się nad ustrojem niepodległej Polski, przyjmując za pewnik, że wkrótce nastąpi rozpad Związku Radzieckiego i niepodległość nadejdzie raczej prędzej, niż później. Dlatego też opublikowaliśmy nasz program jako program Liberalno-Demokratycznej Partii „Niepodległość” (LDP-N), uważając, że myślący podobnie przyłączą się do nas a myślący inaczej opublikują swoje własne programy. Niestety, jak się okazało, do naszej grupy Tomasz Dangel przyłączył kolporterów, których bardziej interesowało przechwalanie się kolegom a zwłaszcza koleżankom, że „dowalili czerwonemu”, niż zrozumienie naszego programu. Jest niewykluczone, że Dangel świadomie organizował dobieranie tego typu osób do kontrolowanej przez siebie grupy.

Oczywiście, tego typu działanie szybko zainteresowało „oficjalną” Solidarność i organa bezpieczeństwa, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że dzięki energii i umiejętnościom Kotowskiego, Kołodziejskiego, Słowikowskiej i ich współpracowników nakład N-ki sięgał nawet i 10,000 egzemplarzy miesięcznie i był rozchwytywany. Co więcej, po pewnym czasie artykuły z N-ki były często czytane i cytowane przez polskojęzyczne zachodnie rozgłośnie, za wyjątkiem polskiej sekcji BBC, kontrolowanej przez bliskiego Michnikowi Eugeniusza Smolara. Publicystyka N-ki była omawiana w licznych pracach naukowych i nawet w książce Zbigniewa Brzezińskiego, napisanej pod koniec lat 80-tych.

W przygotowanym przez SB programie telewizyjnym, wystąpili młodzieńcy kierowani przez „frondę” Dangla z Majchrzakiem, bardzo podobni do uczestników dowolnych „zadym” urządzanych przez anarchistów, skrajnych działaczy ruchów ekologicznych, czy też ludzi z obrzeża „parad równości”. Nic więc dziwnego, że komentarze czołowych działaczy „Solidarności” siedzących w barczewskim więzieniu były jednoznaczne i druzgoczące. Lepiej ich nie cytować. Ugruntował się więc wygodny dla komunistów i negocjujących z nimi opozycjonistów dogmat, że prawica to albo nawiedzeni antysemiccy endecy lub młodzi szaleńcy, kandydaci na terrorystów.

Jan Kowalski, napisał w emailu z dnia 7 marca 2007 roku:

„(…) I choć dotarły wtedy do moich uszu złośliwe komentarze, że spadek wagi mojego mizernego ciała z 65 na 57 kilogramów, to wynik stresu przeżytego w wyniku niefortunnego wyskoczenia z ubeckiego kotła, w wyniku którego zanotowałem rozcięcie czoła wskutek uderzenia głową o metalowy wywietrznik studzienki kanalizacyjnej, i późniejszego ukrywania się, ja wiem swoje i zaraz wam to napiszę. Otóż ten drastyczny spadek wagi był wynikiem tylko i wyłącznie mojej jeszcze wytrwalszej pracy dla dobra naszej ukochanej Partii. I chociaż do dnia dzisiejszego udało mi się odzyskać tylko 3 z utraconych kiedyś 8 kilogramów, to warto było.(…)”

Być może, rozbicie głowy Jana Kowalskiego o „metalowy wywietrznik studzienki kanalizacyjnej” pozostawiło trwałe skutki, widoczne w „zadziorności” tekstów przesyłanych w marcu 2007 roku do członków LDP-N.

Dariusz Cecuda cytuje stanowisko N-ki (z wywiadu Gadomskiego z Kotowskim) a potem wyjątkowo nieparlamentarną odpowiedź grupy Dangla:

„Styczniowy numer NIEPODLEGŁOŚCI z 1987 roku opublikował wywiad ze Stanisławem Kotowskim, zwolnionym na mocy wrześniowej amnestii. ‘Próbę ataku ulotkowo-gazowego’ na 1-szo majowy pochód uznał on za poważny błąd. Podkreślił przy tym, że było to sprzeczne z programem i nie przynosi chluby dając jednocześnie komunistom powód do głoszenia tez o istnieniu w Polsce ugrupowań typu Rote Armee Fraktion czy Action Directe. Zadał, a w zasadzie postawił retoryczne pytanie o sposób zachowania ‘gazowników’ gdyby to oni siedzieli w fotelach rządowych i czy wtedy uważaliby, iż komuniści też mają prawo do istnienia oraz działalności politycznej czy też odmówiliby im i jednego i drugiego. W odpowiedzi głos zabrał redaktor krakowskiej NIEPODLEGŁOŚCI. Jego zdaniem ‘Stanisław Kotowski, oprócz kapowania byłych kolegów, zadał im pytanie. (...) Drogi były kolego, w pewnych środowiskach (zwłaszcza ‘gazowniczych’) na pewne pytania odpowiada się słowami Józefa Piłsudskiego: My z I Brygady i w mordę dać umiemy… Cytuję z pamięci’. Pozostawmy bez komentarza ów swoiście rozumiany pluralizm poglądów oraz wolność słowa w wydaniu publicysty.”

Nasuwa się pytanie, dlaczego Targalski nie wystąpił w obronie Kotowskiego, swojego bliskiego przyjaciela od początku powstania idei wydawania „Obozu” i N-ki, którego jeden ze współpracowników Dangla z redakcji krakowskiej „fałszywej” N-ki oskarżał o „kapowanie byłych kolegów” i groził, że da „w mordę”? Czyżby ten numer krakowskiego pisemka nie dotarł do Targalskiego? Niewyjaśnione zostały także następujące enuncjacje z emaila wysłanego 11 marca 2007 przez Jana Kowalskiego, który być może był autorem cytowanego przez Cecudę tekstu:

„Korzystając z okazji przeczytałem bowiem jego (Targalskiego - przyp. JK) listy z roku 1988 czyli prawie sprzed 20 lat, kiedy to postanowił wyrzucić moją skromną osobę z PARTII.  Miał do tego podstawy, nie da się ukryć, wysłuchał przecież stanowiska jednej strony, a w zasadzie jednej osoby (kogo - Dangla? Majchrzaka? Grzesiaka? – przyp. JK). A że był to również ateista czy może agnostyk /na bezrybiu i rak ryba/, i na dodatek słuchał jazzu (sic! – przyp. JK), no to jak miał mu nie uwierzyć. Sprawa była tak oczywista, ze nawet nie musiał poznawać stanowiska drugiej strony.”

Bardzo ciekawy jest ten tekst, bo przecież Targalski najpierw chyba nie miał nic przeciwko zastąpieniu swoich kolegów z redakcji N-ki przez „dynamitardów” wytypowanych przez duet Dangel & Majchrzak a potem nagle wyrzuca na podstawie czyjegoś donosu biednego Azję T. z „PARTII” i, oczywiście, także ze stanowiska szefa redakcji „fałszywej” N-ki. No cóż, czego można było się spodziewać po zamianie w 1984 redakcji złożonej z Witolda Gadomskiego, Stanisława Rojka, Adama Chajewskiego i Normana J. Pieniążka na redakcję „fałszywej” N-ki kierowaną najpierw przez Zygmunta Grzesiaka a potem przez Jana Kowalskiego?

Jak więc możemy dotrzeć do prawdy o tamtych latach? Może Targalski kiedyś napisze, jak zgodził się na przejęcie przez Dangla kanałów do siebie, pieniędzy (dużych – patrz skopiowane przez SB notatki Majchrzaka z 1987 roku), samochodu, kolportażu, infrastruktury drukarni, itp? Może dopiero teraz po 15 marca 2007 coś się pojawi w IPNie z archiwów WSI?  A jeśli nie, to może będziemy musieli czekać na otworzenie archiwów KGB? Czy chodziło o „skok na kasę”, przerost ambicji, czy też ktoś tutaj realizował polecenia organów? Jak wytłumaczyć łatwowierność Targalskiego w kalumnie Dangla o redakcji N-ki i fikcje o „oddziałach terenowych LDP-N”?

Archiwa mogą jeszcze przynieść wiele ciekawych informacji. Na ogół tak bywa, że jeśli ktoś ukrywa pewne elementy swojego życiorysu, to ma nieczyste sumienie. Członkowie redakcji N-ki są nadal dumni ze swojego związku z tym miesięcznikiem i wspaniałej przygody intelektualnej, w której mieli zaszczyt uczestniczyć. Witold Gadomski w swoim oficjalnym biogramie na stronie Gazety Wyborczej roku podaje, że od 1982 do 1989 był członkiem redakcji N-ki, ale w biogramach Dangla i jego bliskiego przyjaciela Jerzego Grębskiego nic na ten temat nie ma.

Czas nie zaciera śladów pamięci a nawet wręcz przeciwnie, odkrywa nowe fakty z gatunku „rewizjonizmu historycznego”. Jakiś czas temu zwrócił naszą uwagę publikowany na kilku portalach internetowych referat doktora Jana Parysa z 2006 roku „Międzynarodowe znaczenie stanu wojennego” wygłoszony z okazji 25 rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego. Przedstawia on następująca wersję historii N-ki i jej szwajcarskich „delegatów”:

„W Szwajcarii pod kierunkiem Marii Nowak-Grębskiej działała Delegacja „Solidarności” dla organizowania pomocy dla Polski.  W ciągu kilku lat środowisko to inicjowało poparcie dla prześladowanych w kraju, wysyłano do Polski maszyny drukarskie, farby, skanery radiowe. Zorganizowano poparcie nie tylko związkowców i polityków szwajcarskich, zorganizowano także inne narody ujarzmione Rumunów, Węgrów, Czechów, Bułgarów, Łotyszy, Estończyków. Jednocześnie działacze „Solidarności” ze Szwajcarii uznali, że dążenie do wolności wymaga wspierania ruchów politycznych a nie tylko podziemia związkowego. Od 1982 popierali pismo „Niepodległość”, kierowane przez doktora Tomasza Dangla, a od 1984 ‘Liberalno - demokratyczną Partię Niepodległość’.”

Skąd Parys ma takie wiadomości, zwłaszcza, że powinien wiedzieć coś o historii N-ki od Adama Chajewskiego, który kiedyś był z nim związany politycznie? Może Parys dostał te nową wersję historii N-ki od matki Tomasza Dangla, która była jego sekretarką?

  1. Zygmunt Grzesiak przesłał emailem w dniu 24 marca 2007 swoją wersję występu "gazowników" w telewizji: "(...) chciałem Cię poinformować, że nigdy nie wystąpiłem w żadnym programie telewizyjnym (ani w PRL, ani w III RP). Osobą, którą w 1986 pokazano w programie telewizyjnym, o którym piszesz, był Andrzej Kumor - i bynajmniej nie był brudny, rozczochrany i brodaty (w areszcie w tamtych czasach nie można było nosić brody ani długich włosów - ten przywilej mieli tylko 'koncesjonowani opozycjoniści' - o czym nie wiesz, bo nie miałeś okazji być aresztowany), tylko krótko ostrzyżony i schludny, wypisz wymaluj jak Twoje wyobrażenie o członku 'spokojnej, prawicowej organizacji'. Dla wyjaśnienia dodam, że był również wtedy bardzo chory i zastraszony, ale to już inna historia. (...)".